niedziela, 11 października 2015

Rozdział 2

Powoli pakuję ubrania do walizki. Nie chcę wyjeżdżać. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że miałam mieć cudowne wakacje, a znów muszę wrócić do szkoły. To jest nie fer. Ciekawe jak tamta szkoła wygląda. Co w niej jest, jakie są tam przedmioty. Może to jest tak jakby Hogwart? Fajnie by było. Zawsze chciałam dostać się do Hogwartu. Nie mogę uwierzyć w to, że mam jakieś magiczne moce. Jak to jest w ogóle możliwe? Po prostu tak sobie zaraziłam się jakimś wirusem? Może potrafię latać. Próbuję skoczyć i unieść się w górę. Ale upadam na podłogę. Czyli nie umiem latać. To co innego jeszcze potrafię? Tego dowiem się w swoim czasie.
- Jesteś już gotowa? - Pyta Tata.
Biorę walizkę i schodzę na dół. Rozpoczyna się nowy etap w moim życiu. Mam nadzieję, że sobie z nim poradzę. Wychodzę z rodzicami na dwór, gdzie czeka na mnie taksówka. Taksówkarz wychodzi i wkłada moją walizkę do bagażnika. Rodzice podchodzą do mnie i mnie przytulają na pożegnanie.
- Pisz do nas codziennie, nie siedź po nocach, znajdź przyjaciół, opanuj swoją moc i nie balanguj za dużo. - Instruuje mnie mama.
- Mamo, ja wyjeżdżam tylko na 4 miesiące. Potem znowu do was wrócę.
- Tak, przesadzam, wiem. - Ostatni raz przytulam ją i wsiadam do taksówki, która od razu odjeżdża.
Macham przez okno rodzicom na pożegnanie. Podróż do nowej szkoły nie trwa tak długo. Jakieś 30 minut i już jestem na miejscu. Wychodzę powoli pewna siebie z taksówki i wyciągam z bagażnika walizkę. Gdy widzę jak duża jest ta szkoła to moja pewność siebie spadła na poziom zerowy. Wiem, że muszę najpierw zapisać się w rejestracji, ale gdzie jest rejestracja? Postanawiam zapytać kogoś o zdanie. Przed szkołą widzę samych dresiarzów, modelki, Barbie girl i jakiś dwóch chłopaków siedzących na ławce obok wejścia. Postanawiam podejść do tych chłopaków. Jeden z nich już od razu jak przy nich stoję pyta czy jestem nowa.
- Nie, pewnie ona jest wyprana w perwolu. - Śmieję się drugi chłopak.
- Tak, jestem nowa. Szukam akademika. Pomożesz mi? - Pytam się wysokiego chłopaka.
- Miło, ale niestety ci nie pomogę. - Uśmiecha się, wstaję i odchodzi. - Cześć!
Wstaje chłopak od perwolu.
- Hej. - Mówi do mnie.
- Hej. Jestem Daria, a ty?
- Piękne imię. Jestem Czejzar. Co tutaj porabiasz? - Pyta
- Szukam akademika. Pomożesz mi?
- Pewnie! Znam tutaj wszystkie zakamarki. Zaprowadzę cię na miejsce, a potem oprowadzę cię po szkole.
Już chcę powiedzieć dziękuję, gdy słyszę głos z radioli "Punkt 17:30 odbędzie się spotkanie na głównej sali wszyscy uczniowie mają się zgłosić do rejestracji." Następnie słychać głos tego chłopaka, który nie mógł mi pomóc. " Uczniowie, chyba większość mnie tu zna. O 21:00 odbędzie się uczta na placu boju. Zapraszam serdecznie." Podchodzę do recepcji, gdzie siedzi tam miła Pani. O wszystkim mnie informuje co do szkoły.
- Dario, twój pokój to 46. - Mówi.

Idę do pokoju w akademiku dla dziewczyn. Pokój składa się z dwóch łóżek, biurka z krzesłem, małej szafki i dużej szafy i z łazienki. Na łóżku siedzi dziewczyna w moim wieku. Na mój widok wstaje.
- Ty pewnie jesteś ta nowa? - Pyta.

- Tak jestem tu nowa i nie wyprana w perwolu. - Na to dziewczyna się śmieje. 
 - Masz ze mną pokój. Jestem Karolina.
- Wiem o tym erudytko. Ja jestem Daria. - Uśmiecham się. 
Słyszę jak ktoś woła moje imię na korytarzu. Wychodzę zobaczyć kto to. Przed drzwiami widzę Czejzara.
- Hej, dałabyś mi swój numer? - Pyta.
- Okay, masz. - Daję mu kartkę z moim numerem telefonu.
- Tu jest akademik dla dziewczyn. Ah no tak przecież Czejzar jest kobietą. - Śmieje się Karolina.
- To nie było miłe. - Upominam ją.
- Oh, no nie fochaj się księżniczko. - Puszcza oczko.
- Nie focham się i nie jestem księżniczką! - Tupam nogą.
- Haha, Karolina ja mam zaszczyt tu być. To do zobaczenia na uczcie. - Odchodzi pokazując język.
Moja współlokatorka śmieje się i kładzie na łóżko.
- Z wami to będzie tu jednak ciekawie.
- Wiadomo! - Krzyczy Czejzar stojąc w drzwiach.
- Podobno miałeś iść. - Krzyczy Karolina.
- Już idę marudo.
- Cała ja.
Postanawiam zapytać się Karoliny w jej głowie: " Co sądzisz o Czejzarze?"
- Są gusta i gusteczka, księżniczko. - Puszcza znowu oczko.
- Przestań mówić na mnie księżniczka. - Wściekam się, ale po chwili zmieniam zdanie. - Albo wiesz co? Mów tak. Będzie mi miło.
- Dobrze, księżniczko.
Kładę się na swoje łóżko i patrzę w sufit.
- Od kiedy tu jesteś? - Pytam współlokatorkę.
- Od roku. - Patrzy na mnie. - Rok temu dowiedziałam się o tym wirusie.
- Ja się dowiedziałam wczoraj.
- To szybko cię tu zabrali. Mnie rodzice dali tydzień na przyzwyczajenie się z tą informacją.
- Chodź na ucztę, bo nie możemy się spóźnić.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 1

Podnoszę powoli głowę patrząc na budzik, który dzwoni by mnie zbudzić. Niestety mu się udało. Jest 6:50. Świetnie. Trzeba wstawać. Po chwili sobie przypominam, że dziś się zaczyna pierwszy dzień wakacji i nie idę już do szkoły. Zapomniałam wczoraj wyłączyć budzik. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę całą noc czytała książek. Wczorajszej nocy to mi się nie udało. Nie chce mi się otwierać oczów. Próbuję dotknąć ręką budzika, ale go nie czuję. Wkurzam się i macham dłonią na niego. Nagle czuję uderzenie w twarz. Wystraszona otwieram oczy i widzę czym dostałam. Budzikiem. Rozglądam się dookoła kto nim rzucił we mnie. Nikogo w pokoju nie ma, a drzwi są zamknięte. Jak budzik znalazł się na mojej twarzy? Powoli wystraszona wstaję z mojego łóżka. Podchodzę do szafy. Wyciągam z niej ubrania, które zamierzam dziś na siebie założyć. Idę do łazienki, gdy nagle słyszę jakieś głosy w mojej głowie. Nie potrafię zrozumieć co się dzieje. Może to tylko sen. Od razu biegnę do moich rodziców, którzy jak nigdy nic jedzą śniadanie.
- Mamo, tato. Coś dziwnego się ze mną dzieje. - Mówię wystraszona.
- Co takiego się dzieje? - Pyta mama.
- Dziś rano poprzez machnięcie dłonią budzik walnął mnie w twarz i słyszę jakieś rozmowy w mojej głowie.
Moja mama podchodzi do mnie, a mój tata podnosi głowę z spod porannej gazety.
- Powiedz mi, wcześniej ci się to zdarzyło?- Pyta z troską mama.
- Nie. Dziś jak wstałam tak dopiero się stało.
Moi rodzice chwile patrzą na siebie i przenoszą wzrok na mnie. Nie wiedzą co mają powiedzieć. A ja nie wiem co mam myśleć.
- Daria, usiądź. Musimy porozmawiać. - Wskazuje na krzesło na przeciwko mojego taty. Posłusznie na nie siadam, a mama obok mnie. - Jakoś 16 lat temu pewien naukowiec wynalazł wirusy dzięki którym można było uzyskać magiczne moce. Każdy wirus posiadał inną magiczną moc. Wirusy zaczęły się rozwijać i wyszły na światło dzienne. Zostały rozprzestrzenione na całą Polskę. Nadal się rozwijają i atakują. Ale nie atakują wszystkich. Atakują tylko osoby, które uważają za specjalne.
Siedzę i nie wierzę temu co słyszę. Dlaczego nigdy o tym w życiu nie wiedziałam? Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz jak zostałam już zarażona tym wirusem?
- I co dalej? - Pytam rodziców.
- Zostaniesz przeniesiona do szkoły dla osób takich jak ty. - Mówi tata. - Będziesz tam się uczyła jak panować nad twoją mocą.
- Słucham?! Jak to do szkoły? Przecież są wakacje.
- W tamtej szkole w każdej chwili są prowadzone lekcje. Tam nie ma wakacji.
- CO?! Czy ja się przesłyszałam?! Pierwszy dzień wakacji a ja mam znowu iść do szkoły? TO NIE JEST FER. - Wkurzam się. Tak tylko troszeczkę.
Nie zauważyłam kiedy, ale stół leży do góry nogami. Znowu przez tą moją moc?
- Dlatego musisz iść do szkoły, żeby nauczyć się panować nad swoimi mocami.  - Mówi spokojnym głosem mama.
Chwilę się zastanawiam, co dalej powiedzieć. Nie chcę iść do szkoły, ale może to nie będzie taka normalna szkoła? Może ktoś mnie tam polubi? Pewnie nie, ale jestem teraz kimś innym. Mam moce. Nie jestem normalna. Muszę się nauczyć nad nimi panować. Nie chcę mieć mocy. Czy można coś z tym zrobić?